Postłuczkowa akcja pomocy Grzesiekdw1
: środa, 15 lutego 2017, 12:28
6 lutego miałem przykre zdarzenie na skrzyżowaniu. Stary golf wjechał mi w lewy przód, trafiony zderzak i koło. Jak tylko zjechałem jakoś na pobocze, pierwsze co zrobiłem to szybki telefon do Grześka. Wytłumaczyłem co i jak, gdzie jestem, w co dostałem, co widzę uszkodzone i że koło lewe lata bezwiednie i zerwało się z czegoś (jeszcze nie wiedziałem co to) i nie wiem czy coś jeszcze.
Potem gadka z kolesiem od golfa, załatwienie wszystkich spraw formalnych.
Potem drugi telefon (i 3 i 4…) do Grześka i postanowione. Jak tylko skończy pracę, 17 zawija się prosto do mnie (daleko nie miał, kilka ulic dalej), tylko wpierw skoczy do sklepu po drążek kierowniczy (okazało się, po oględzinach koła, że prawdopodobnie tylko on się zerwał). Było koło 14-15, więc poszedłem z powrotem do biura popracować i czekać. Koło 17 Grzesiek dzwoni, że ma narzędzia, drążek i że jedzie. No to śmigam do samochodu.
Ciemno jest, słońce dawno zaszło. Grzesiek podjeżdża. Stoczyliśmy go kawałek dalej na równy parking (co było zabawą samą w sobie), podnosimy na lewarku i Grzesiek odprawia swoje magiczne rytuały. Koło zdjęte, drążek sprawnie wymieniony (całe moje szczęście, że 95% rzeczy sprawne, nawet śruby trzymające!) i koło opuszczone. Potem pociął trochę nadkole, przytwierdził zderzak do reszty wkrętami i skrętką, byle dojechać do warsztatu. Tutaj tylko nadmienię, że jeżdżę już na tym ponad tydzień, więc robota perfekcyjna :D Ocenienie strat, posprzątanie po sobie i do domu ochłonąć… A raczej się ogrzać, bo zimno było strasznie.
Następnego dnia rano sprawdzenie geometrii. Trochę kąty lewego koła nie teges, ale nie ma tragedii i można jeździć. Ufff. Pancerny wóz jednak
I teraz chciałbym przeprosić Grześka, bo się biedak rozchorował i na L4 przez mnie poszedł
Kilka fotek by zaspokoić potrzebę ciekawskich:
Po naprawie, zderzak trzyma mocniej niż jak z fabryki zjechał
Postój po stłuczce, ocenianie wstępne strat:
A tak wygląda golf po spotkaniu z moim czołgiem :D
Więcej fotek nie mam, bo potem było ciemno i zimno i każdy chciał jak najszybciej wrócić do domu
Podsumowując, polecam tego KSA-wicza
Potem gadka z kolesiem od golfa, załatwienie wszystkich spraw formalnych.
Potem drugi telefon (i 3 i 4…) do Grześka i postanowione. Jak tylko skończy pracę, 17 zawija się prosto do mnie (daleko nie miał, kilka ulic dalej), tylko wpierw skoczy do sklepu po drążek kierowniczy (okazało się, po oględzinach koła, że prawdopodobnie tylko on się zerwał). Było koło 14-15, więc poszedłem z powrotem do biura popracować i czekać. Koło 17 Grzesiek dzwoni, że ma narzędzia, drążek i że jedzie. No to śmigam do samochodu.
Ciemno jest, słońce dawno zaszło. Grzesiek podjeżdża. Stoczyliśmy go kawałek dalej na równy parking (co było zabawą samą w sobie), podnosimy na lewarku i Grzesiek odprawia swoje magiczne rytuały. Koło zdjęte, drążek sprawnie wymieniony (całe moje szczęście, że 95% rzeczy sprawne, nawet śruby trzymające!) i koło opuszczone. Potem pociął trochę nadkole, przytwierdził zderzak do reszty wkrętami i skrętką, byle dojechać do warsztatu. Tutaj tylko nadmienię, że jeżdżę już na tym ponad tydzień, więc robota perfekcyjna :D Ocenienie strat, posprzątanie po sobie i do domu ochłonąć… A raczej się ogrzać, bo zimno było strasznie.
Następnego dnia rano sprawdzenie geometrii. Trochę kąty lewego koła nie teges, ale nie ma tragedii i można jeździć. Ufff. Pancerny wóz jednak
I teraz chciałbym przeprosić Grześka, bo się biedak rozchorował i na L4 przez mnie poszedł
Kilka fotek by zaspokoić potrzebę ciekawskich:
Po naprawie, zderzak trzyma mocniej niż jak z fabryki zjechał
Postój po stłuczce, ocenianie wstępne strat:
A tak wygląda golf po spotkaniu z moim czołgiem :D
Więcej fotek nie mam, bo potem było ciemno i zimno i każdy chciał jak najszybciej wrócić do domu
Podsumowując, polecam tego KSA-wicza