Już pisze dalej.
Koło dojechało
Ale zacznijmy od początku.
Dwa dni temu z przedniego zawieszenia zaczęły dochodzić dziwne stuki i dźwięki. Pojechałem do jednego z Łochowskich warsztatów (podobno najlepszego). Po sprawdzeniu wyszło, że do wymiany mam między innymi amortyzatory przednie, wahacz lewy przedni, łączniki stabilizatorów, itp.
Widziałem wcześniej, że coś jest do roboty, ale żeby tyle to nie. Zrobiono mi wycenę, powiedziano że muszę jak najszybciej auto do nich wstawić, bo zagraża bezpieczeństwu mojemu i innych...
W domu chwile pomyślałem, do kompa i dzwonię do Orła. Po długiej pogawędce, wysłaniu wiadomości na PW, umówiłem się, że podjadę, mam tylko jakieś 70 km...
... aż jak tu nagle coś nie pie........
Wielki huk, kijanka momentalnie staje... a mnie z lewej strony wyprzedza moje lewe koło...
Dzwonię do Orła, że jest awaria, stoję po trasie, koło się urwało, a Orzeł do mnie "Co Ty p....sz"
Jak już mnie uspokoił telefonicznie, wydał polecenia co mam robić, wziąłem się do pracy.
Znalazłem koło 100 m dalej w rowie, pozbierałem kawałki błotnika, nadkola i osłony plastikowej, dalej zgodnie z wytycznymi wykręciłem po jednej nakrętce z pozostałych kół, jedną starą znalazłem 100 metrów wcześniej na drodze, próbowałem podnieść kijankę do góry, żeby założyć koło. Całą akcję widział kierowca, który akurat wcześniej się tam zatrzymał, ruszył mi z pomocą.
Dzięki niemu udało się założyć koło i pojechałem do Orła, gdzie zostawiłem kijankę na naprawę, ma również naprawić błotnik, itp.
A teraz konkluzje...
Przyczyną stuków i dziwnych wibracji było poluzowane lewe koło, a nie żadne luzy w zawieszeniu. Może jest tu i moja wina, ale uważam, że warsztat, w którym byłem dwa dni temu powinien to zobaczyć
Ja myślicie, drodzy forumowicze, ciała dał warsztat, czy ja - biedny żuczek???