Wypad na dorsze z Władysławowa
: poniedziałek, 17 marca 2014, 19:58
Zamiast długo dyskutować stwierdziłem że łowienie dorszy trwa krócej i ma wymierne efekty 
Czas nie pozwala mi na tak dłuuuugie bornholmskie wyprawy więc zmuszony byłem łowić w polskiej strefie przygranicznej ale za to byłem realnie a nie w marzeniach Dzisiaj jeszcze boli mnie kręgosłup i mięśnie barków i przedramion, ale nic to jak mawiała żona pana Wołodyjowskiego, a towarzysz moich wypraw skomentował to krótko " trzeba być zdrowo narąbanym by płacić za takie zmęczenie". A teraz reportażyk cdn......(podnoszenie ciśnienia zaciekawionym) 
12 marca 2014r. w środę postanowiłem pojechać na jednodniowy wypad na dorsza.
Znalazłem w internecie wolny kuter i wyruszyłem z Warszawy do Władysławowa ( 420 km)
Z portu wypłynęliśmy o 7 rano , na kutrze było ok 20 osób i po dwóch godzinach byliśmy już na łowisku .
Ryby brały jedna za drugą . Szyper twierdził , że już dawno nie widział takich brań.
Pogoda była rewelacyjna , słońce , wspaniała widoczność , nie za ciepło , nie za zimno .
Złożyliśmy się po 10 zł na nagrodę dla tego kto złowi największą rybę .....wygrałem ja
Wkrótce zaczęło brakować skrzynek na ryby i o 17 musieliśmy zakończyć połowy bo nie zabralibyśmy się z rybami.
Koszt wyprawy to 170 zł plus koszty paliwa ( 285 zł podzielone na ilość osób w aucie )
Czas nie pozwala mi na tak dłuuuugie bornholmskie wyprawy więc zmuszony byłem łowić w polskiej strefie przygranicznej ale za to byłem realnie a nie w marzeniach Dzisiaj jeszcze boli mnie kręgosłup i mięśnie barków i przedramion, ale nic to jak mawiała żona pana Wołodyjowskiego, a towarzysz moich wypraw skomentował to krótko " trzeba być zdrowo narąbanym by płacić za takie zmęczenie". A teraz reportażyk cdn......(podnoszenie ciśnienia zaciekawionym) 12 marca 2014r. w środę postanowiłem pojechać na jednodniowy wypad na dorsza.
Znalazłem w internecie wolny kuter i wyruszyłem z Warszawy do Władysławowa ( 420 km)
Z portu wypłynęliśmy o 7 rano , na kutrze było ok 20 osób i po dwóch godzinach byliśmy już na łowisku .
Ryby brały jedna za drugą . Szyper twierdził , że już dawno nie widział takich brań.
Pogoda była rewelacyjna , słońce , wspaniała widoczność , nie za ciepło , nie za zimno .
Złożyliśmy się po 10 zł na nagrodę dla tego kto złowi największą rybę .....wygrałem ja
Wkrótce zaczęło brakować skrzynek na ryby i o 17 musieliśmy zakończyć połowy bo nie zabralibyśmy się z rybami.
Koszt wyprawy to 170 zł plus koszty paliwa ( 285 zł podzielone na ilość osób w aucie )
szkoda, że nie z Kołobrzegu 