Historia jednego kota...
: niedziela, 13 października 2013, 10:07
Miejsce - Uher – wieś w Polsce położona w województwie lubelskim, w powiecie chełmskim, w gminie Chełm.
Czas - 5.10.2013r.
Sytuacja - Akcja Pomocy Domu Dziecka w Dubience.
Konwój kilku Sorento z darami .
Rozpoczął się ciepły , słoneczny dzień.
Przed stołówką spotykam Orła.
Cześć - zagaił - widziałeś tego kota ?
Jakiego ?
Tego rudego - wałęsa się tutaj .
Na słowo rudego zapaliły mi się lampki ostrzegawcze się
Gdzie on jest ?
Chodź - pokażę Ci - odpowiada i idziemy w kierunku ogrodu.
Po chwili trzyma w rękach ...
Widziałem jak go tu traktują - zagaił - przed chwilą został skopany a , o ile pamiętam chciałeś rudego kota - zawiesił głos wpatrując się w przepływającą chmurę na niebie ..
Ale jak ja go wezmę.. tyle kilometrów od Warszawy , jeszcze nie mój kot ..
Już rozmawiałem z gospodynią, nie chce go , mówi że to przybłęda , nikt nim się nie opiekuje , nie karmią go , je tylko to co sam zdobędzie ..
Ale...- zacząłem
...o klatkę się nie martw , gospodyni ma jedną niepotrzebną - rzucił na koniec wręczając mi kota
Odstawiam kota , ten śmiga w krzaki..
Myślę o nim cały dzień...
Co jakiś czas widuje go jak przemyka miedzy krzakami , jest nieufny choć reaguje na kici kici.
Joanka mnie namawia żebym brał - jest dokładnie taki sam jak twój Wojtek - mówi.
Jak ja go przywiozę do domu ?
Nie wraca się ze zlotu do domu z kotem.
Siedzimy przy kolacji - widziałem jak psy pogoniły tego rudego kotka - ktoś rzucił półgłosem- ledwo uciekł , nie pożyje długo...
Rano , na śniadaniu pytam - gdzie Pikkolo? - a, poszedł karmić kota , tego rudego ..
Żona Wrony mówi nagle - jeśli Ty go nie weźmiesz to ja go biorę .
Ponieważ będę wracał autem z Joanką pytam się jej co ona myśli na temat podróży z kotem.
Oczywiście, nie ma problemu - mówi - tylko musisz pilnować, żeby nie podrapał mi tapicerki w aucie
Kot jakby rozumiał o czym mowa ..
Rano pakujemy się , znoszę walizki do samochodu i rozglądam się za kotem.
Nie ma go .
Wołam kici kici i chodzę wzdłuż budynków , zaglądam do ogrodu , nie ma.
Widocznie tak miało być.
Silniki odpalone , auta manewrują do wyjazdu gdy w pewnym momencie widzę kątem oka jakiś ruch na polu .
Jest , leży na środku pola , w ziemi , nie wiem czy mu coś jest .
Wołam go , wstaje i idzie w moim kierunku.
Słania się na łapach , coś na nich ma , jakby strupy.
Znajduję małą dziurę w siatce i naprowadzam go głosem na nią .
Po chwili jest już na rękach
a sam przynoszę klatkę która okazała się kuwetą , zamykaną ale bez drzwiczek .
Wkładam kota do środka i robię prowizoryczne drzwi z folii bąbelkowej i taśmy przezroczystej.
Po chwili kuweta ląduje w aucie , słyszę paniczny miałk i drapanie.
Chciałbym już być w domu....
W Chełmie mamy zwiedzać tunele zabytkowej kopalni .
Pytam się bileterki ile to trwa , okazało się że godzinę.
Na pytanie czy mogę zabrać ze sobą kota patrzy na mnie dziwnie , ale pozwala .
Jednak nie biorę go .
Pół godziny krążę po rynku szukając najbardziej zacienionego miejsca.
Znajduję tuż przy samym wejściu do kopalni .
Kot śpi.
Zwiedzamy kopalnię.
Na końcu wychodzę pierwszy i zaglądam do kota .
Nadal śpi , zobaczył mnie i prychnął .
Akurat tak się złożyło, że Joanka miała pilną sprawę do załatwienia tego wieczora a ja też chciałem jak najszybciej już dojechać z kotem więc żegnamy się ze wszystkimi i pędzimy w kierunku Warszawy.
Stoję chwilę pod domem i zastanawiam się jak będzie reakcja .
Po cichu otwieram drzwi , stawiam klatkę na podłodze i jak gdyby nigdy nic wchodzę do kuchni.
Cześć , cześć , jak było ? , fajnie - co tak miauczy ... miauczy ?
Po chwili wszyscy wybiegają na przedpokój i rozcinają taśmę .
Z klatki powoli wygramolił się kot , rudy , taki jak Wojtek , ( kot którego niedawno straciliśmy ) niemal identyczny .
Co się działo później ? Piszczenie , całowanie , głaskanie , ogólna euforia .
Widzę , że kot jest w dobrych rękach
Lecę po resztę walizek , i puszkę , suche , żwirek a także dwie myszki - zabawki.
Kot rzuca się na jedzenie.
Po chwili zauważam , że zawsze jedną łapę trzyma w górze .
Gdy kończy oglądam mu łapy , na każdej ma strupy, jakby poparzone lub od kwasu, przemywam mu mydłem antybakteryjnym.
Na początku był smutny i osowiały
lecz z dnia na dzień stawał się coraz bardziej swobodny i wesoły
Ciągle jeszcze je dużo więcej niż powinien , ale chcę aby nabrał trochę wagi i nie był tak chudy jak na początku.
Oczywiście próbuje polować na parówki ...
ale nie udaje mu się .
W tej chwili zaczyna zachowywać się jak normalny kot , jeszcze chowa się pod łóżko ale już zaczyna spać w nogach i daje się pogłaskać po brzuszku.
Kot który przybył z najmniejszej wioski w Polsce do największego miasta w Polsce , dziwne .
Mam nadzieję , że będzie tu dobrze się czuł.
Jak do tej pory został odrobaczony ..
i zważony ...
oraz wystąpił w sesji zdjęciowej
Wydaje mi się , że ani Orzeł ani Joanka nie będą mieli przeciwko temu, żeby ich ogłosić Ojcem i Matką Chrzestną kota o imieniu Wojtek
Czas - 5.10.2013r.
Sytuacja - Akcja Pomocy Domu Dziecka w Dubience.
Konwój kilku Sorento z darami .
Rozpoczął się ciepły , słoneczny dzień.
Przed stołówką spotykam Orła.
Cześć - zagaił - widziałeś tego kota ?
Jakiego ?
Tego rudego - wałęsa się tutaj .
Na słowo rudego zapaliły mi się lampki ostrzegawcze się
Gdzie on jest ?
Chodź - pokażę Ci - odpowiada i idziemy w kierunku ogrodu.
Po chwili trzyma w rękach ...
Widziałem jak go tu traktują - zagaił - przed chwilą został skopany a , o ile pamiętam chciałeś rudego kota - zawiesił głos wpatrując się w przepływającą chmurę na niebie ..
Ale jak ja go wezmę.. tyle kilometrów od Warszawy , jeszcze nie mój kot ..
Już rozmawiałem z gospodynią, nie chce go , mówi że to przybłęda , nikt nim się nie opiekuje , nie karmią go , je tylko to co sam zdobędzie ..
Ale...- zacząłem
...o klatkę się nie martw , gospodyni ma jedną niepotrzebną - rzucił na koniec wręczając mi kota
Odstawiam kota , ten śmiga w krzaki..
Myślę o nim cały dzień...
Co jakiś czas widuje go jak przemyka miedzy krzakami , jest nieufny choć reaguje na kici kici.
Joanka mnie namawia żebym brał - jest dokładnie taki sam jak twój Wojtek - mówi.
Jak ja go przywiozę do domu ?
Nie wraca się ze zlotu do domu z kotem.
Siedzimy przy kolacji - widziałem jak psy pogoniły tego rudego kotka - ktoś rzucił półgłosem- ledwo uciekł , nie pożyje długo...
Rano , na śniadaniu pytam - gdzie Pikkolo? - a, poszedł karmić kota , tego rudego ..
Żona Wrony mówi nagle - jeśli Ty go nie weźmiesz to ja go biorę .
Ponieważ będę wracał autem z Joanką pytam się jej co ona myśli na temat podróży z kotem.
Oczywiście, nie ma problemu - mówi - tylko musisz pilnować, żeby nie podrapał mi tapicerki w aucie
Kot jakby rozumiał o czym mowa ..
Rano pakujemy się , znoszę walizki do samochodu i rozglądam się za kotem.
Nie ma go .
Wołam kici kici i chodzę wzdłuż budynków , zaglądam do ogrodu , nie ma.
Widocznie tak miało być.
Silniki odpalone , auta manewrują do wyjazdu gdy w pewnym momencie widzę kątem oka jakiś ruch na polu .
Jest , leży na środku pola , w ziemi , nie wiem czy mu coś jest .
Wołam go , wstaje i idzie w moim kierunku.
Słania się na łapach , coś na nich ma , jakby strupy.
Znajduję małą dziurę w siatce i naprowadzam go głosem na nią .
Po chwili jest już na rękach
a sam przynoszę klatkę która okazała się kuwetą , zamykaną ale bez drzwiczek .
Wkładam kota do środka i robię prowizoryczne drzwi z folii bąbelkowej i taśmy przezroczystej.
Po chwili kuweta ląduje w aucie , słyszę paniczny miałk i drapanie.
Chciałbym już być w domu....
W Chełmie mamy zwiedzać tunele zabytkowej kopalni .
Pytam się bileterki ile to trwa , okazało się że godzinę.
Na pytanie czy mogę zabrać ze sobą kota patrzy na mnie dziwnie , ale pozwala .
Jednak nie biorę go .
Pół godziny krążę po rynku szukając najbardziej zacienionego miejsca.
Znajduję tuż przy samym wejściu do kopalni .
Kot śpi.
Zwiedzamy kopalnię.
Na końcu wychodzę pierwszy i zaglądam do kota .
Nadal śpi , zobaczył mnie i prychnął .
Akurat tak się złożyło, że Joanka miała pilną sprawę do załatwienia tego wieczora a ja też chciałem jak najszybciej już dojechać z kotem więc żegnamy się ze wszystkimi i pędzimy w kierunku Warszawy.
Stoję chwilę pod domem i zastanawiam się jak będzie reakcja .
Po cichu otwieram drzwi , stawiam klatkę na podłodze i jak gdyby nigdy nic wchodzę do kuchni.
Cześć , cześć , jak było ? , fajnie - co tak miauczy ... miauczy ?
Po chwili wszyscy wybiegają na przedpokój i rozcinają taśmę .
Z klatki powoli wygramolił się kot , rudy , taki jak Wojtek , ( kot którego niedawno straciliśmy ) niemal identyczny .
Co się działo później ? Piszczenie , całowanie , głaskanie , ogólna euforia .
Widzę , że kot jest w dobrych rękach
Lecę po resztę walizek , i puszkę , suche , żwirek a także dwie myszki - zabawki.
Kot rzuca się na jedzenie.
Po chwili zauważam , że zawsze jedną łapę trzyma w górze .
Gdy kończy oglądam mu łapy , na każdej ma strupy, jakby poparzone lub od kwasu, przemywam mu mydłem antybakteryjnym.
Na początku był smutny i osowiały
lecz z dnia na dzień stawał się coraz bardziej swobodny i wesoły
Ciągle jeszcze je dużo więcej niż powinien , ale chcę aby nabrał trochę wagi i nie był tak chudy jak na początku.
Oczywiście próbuje polować na parówki ...
ale nie udaje mu się .
W tej chwili zaczyna zachowywać się jak normalny kot , jeszcze chowa się pod łóżko ale już zaczyna spać w nogach i daje się pogłaskać po brzuszku.
Kot który przybył z najmniejszej wioski w Polsce do największego miasta w Polsce , dziwne .
Mam nadzieję , że będzie tu dobrze się czuł.
Jak do tej pory został odrobaczony ..
i zważony ...
oraz wystąpił w sesji zdjęciowej
Wydaje mi się , że ani Orzeł ani Joanka nie będą mieli przeciwko temu, żeby ich ogłosić Ojcem i Matką Chrzestną kota o imieniu Wojtek