Mój Golden Retriever przeżył 12 lat.
Wspaniały pies , suka.
Goldi według rodowodu CocoChanel
Któregoś dnia zachorowała na cukrzycę .
Miała atak , zasłabła i nie mogła się poruszać .
Wziąłem ją na ręce , wsadziłem do Sorento i zawiozłem do weterynarza do którego zawsze jeździłem.
Na dyżurze był stary doświadczony weterynarz, spojrzał na psa, pobrał krew i mówi , że pies do uśpienia.
Byłem zdumiony , jak to , wczoraj jeszcze biegała a dzisiaj po psie ? nigdy .
Z gabinetu wyszła właścicielka kliniki .
Ja zbadam tego psa , powiedziała patrząc znacząco na weterynarza, który po cichu usunął się do swojego gabinetu.
Taki piękny piesek , damy mu insulinę i wyzdrowieje.
Proszę przychodzić co drugi dzień na badania, dobierzemy dawkę .
Zrobimy mu prześwietlenie , usg i wszystkie badania .
Nadzieja zaświtała w moich oczach .
Nie widziałem , że stary weterynarz tylko spuścił głowę , to znaczy widziałem ale zdałem sobie z tego sprawę dopiero po pół roku.
Faktycznie , psu się poprawiło .
Mógł już sam chodzić , choć słaniał się na nogach.
Co tydzień wizyta u weterynarza , raz w miesiącu specjalistyczne badania.
Raz miał lepiej , raz gorzej , badania krwi pokazywały ile trzeba dać insuliny.
Było coraz gorzej , były takie dni , kiedy musiałem znosić psa na rękach na trawnik aby się załatwił a później wnosiłem ją do domu.
W końcu pół roku po rozpoczęciu leczenia położyła się i już nie podniosła , patrzyła się na mnie nie mogąc wykonać żadnego ruchu.
W samochód i do weterynarza.
Dyżur miał ten sam weterynarz co pół roku temu.
Spojrzał i poznał .
Powiedział te same słowa co wtedy a ja się zgodziłem.
Zdałem sobie sprawę , że sprawiłem psu pół roku męczarni a sobie niezliczone koszta leków badań i nerwów.
Uśpił ją a ja od razu zawiozłem ją na działkę, gdzie ma do dzisiaj swoje miejsce i zawsze jak na niej jestem odwiedzam ją .