geniusze wódki

wieczorne rozmowy polaków ...

Moderatorzy: stella997, Moderator

Regulamin forum
"Piszcie i pijcie wszyscy bo świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia"
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
stella997
wiem wszystko
wiem wszystko
Posty: 1523
Wiek: 54
Rejestracja: niedziela, 18 września 2011, 20:28
Skąd jesteś: Błonie koło Wawa
Silnik: 2.5 CRDi (140KM)
Skrzynia: M/T
Napęd: 4 WD
Rok: 2005
Kolor: czarny
Przebieg (km.): 160000
Inny Samochód: 307, Vitara,Sportage
Been thanked: 6 times
Kontaktowanie:

geniusze wódki

#1 Postautor: stella997 » niedziela, 2 lutego 2014, 15:17

Rozmiar tekstu: A A A

Geniusze wódki

Sobota, 1 lutego (14:59)

Polacy, gdy poznali sekret destylowania, potrafili uczynić z jego efektu końcowego dzieło sztuki. Ale zamiast wypromować niezwykłe trunki za granicą, woleli wypijać je osobiście.

Polska wódka - niedoceniane dzieło sztuki
Polska wódka - niedoceniane dzieło sztuki /©123RF/PICSEL
"W Polsce robią z ziemniaków wódkę. Ale to tylko w Polsce. My to robiliśmy w czasach Związku Radzieckiego, ale teraz wolimy robić wódkę ze zboża" - oświadczył Siergiej Ławrow sekretarzowi stanu USA Johnowi Kerry'emu podczas ich paryskiego spotkania. Minister spraw zagranicznych Rosji zareagował tak na prezent w postaci dwóch ziemniaków z Idaho, jaki dostał od Amerykanina. Ta niewinna wypowiedź przyniosła międzynarodowe reperkusje.

W obronie honoru narodowego trunku, przeciw sugestiom, że ten pędzony z ziemniaków jest gorszy, stanął Radosław Sikorski. Szef naszego MSZ wykazał rzadką dla niego aktywność na kierunku wschodnim, wielokrotnie odnosząc się w mediach do oświadczenia rosyjskiego ministra. Wsparli go pod koniec stycznia polscy korespondenci rezydujący w Moskwie. Podczas dorocznej konferencji prasowej Siergieja Ławrowa przekazali mu butelkę wódki - oczywiście wydestylowanej na terytorium III Rzeczypospolitej.

czytaj również

Polacy wolą produkować jak w Związku Radzieckim
Szef MSZ Radosław Sikorski w środę w Radiu ZET o wypowiedzi szefa MSZ Rosji Siergieja Ławrowa, który powiedział, że Polacy robią wódkę z ziemniaków, a Rosjanie robili to w czasach Związku Radzieckiego, natomiast teraz używają do tego zboża. więcej »

Obrońcy dobrego imienia najbardziej znanego w świecie polskiego produktu doczekali się też odsieczy z zupełnie niespodziewanej strony. Hugh Laurie, sławny odtwórca roli doktora House'a, podpytywał na Twitterze, jakie rosyjskie produkty należałoby bojkotować w odwecie za dyskryminowanie homoseksualistów. Najwięcej podpowiedzi dotyczyło wódki, co aktor natychmiast podchwycił, oznajmiając: "Tak, jasne, rosyjska wódka jest w porządku, jeśli potrzebujesz wyczyścić piekarnik. Do picia musi być polska".
Bardzo podbudował tym naszą dumę narodową i wspomógł przemysł spirytusowy. I tylko szkoda, że podobne "afery" wybuchają tak rzadko. Bo o ile z produkcją wódki (podobnie jak z konsumpcją) Polacy zawsze radzili sobie znakomicie, o tyle już wypromowanie za granicą konkretnych marek niespecjalnie się udawało.

Spadkobiercy arabskich alchemików

Jeśli wierzyć arabskim kronikom, to cały świat uszczęśliwił, odkrywając proces destylacji, dramatopisarz Abu Musa Jabir ibn Hayyan. W wolnych od pracy twórczej chwilach ów Pers (niektórzy historycy twierdzą, że Arab) parał się alchemią. Najpierw zbudował szczelny pojemnik ze szkła nazwany alembikiem i wyposażył go w rurki do skraplania oparów, po czym około 800 r. wydestylował z wina spirytus.

Eksperyment z podgrzaniem na ogniu alembiku z winem, by tą drogą uzyskać substancję o niezwykłych właściwościach, powtórzyło wielu arabskich uczonych. Potem znaleźli oni dla spirytusu wiele zastosowań leczniczych. Podobnie jak chrześcijański alchemik Magister Salernus, który jako pierwszy Europejczyk ok. 1150 r. opisał dokładnie proces destylacji.

Nowatorska technologia bardzo przypadła do gustu benedyktynom i cystersom. Uczeni mnisi z czasem wyspecjalizowali się w produkcji ziołowych nalewek. Jednak sposoby ich wytwarzania trzymali w ścisłej tajemnicy, dzieląc się sekretem jedynie z niektórymi zakonami.

Dopiero w 1482 r. świeżo mianowany przeor klasztoru San Marco we Florencji dominikanin Girolamo Savonarola upublicznił sekretną wiedzę. Mnich rewolucjonista twierdził, że nie wolno ograniczać ludziom dostępu do tak potrzebnego medykamentu. Choć być może kierowały nim nieco inne motywy. Niedługo potem swymi płomiennymi kazaniami zdobył poparcie większości mieszkańców Florencji i zagroził pozycji samego papieża. Savonarola w politycznej rozgrywce przegrał i skończył na stosie, ale destylacja spirytusu upowszechniła się w Europie.

Nieznaną wcześniej substancję nazwano "aqua vitae", czyli "wodą życia", ponieważ łudzono się, że skoro ma tak palący smak, to chroni organizm przed wewnętrzną zgnilizną i pomaga odzyskiwać siły witalne.

Nowy specyfik zafascynował również polskich farmaceutów. Jeden z nich, Stefan Falimierz, w 1534 r. wydał poradnik pt.: "O ziołach i o mocy ich", w którym opisał sposoby uzyskiwania gorzałki (staropolskie "gorze" znaczyło: pali lub pali się). Zalecał w nim trzykrotną destylację zacieru z żyta, tak aby osiągnął odpowiednią czystość i dobry smak. Tym sposobem wytwarzano pierwszy z typowo polskich trunków - okowitę, spolszczając przy okazji nazwę "aqua vitae".

Uzyskiwany wedle receptury Falimierza 80-proc. spirytus był najmocniejszym trunkiem w Europie. Co więcej, każdy mógł go sobie spokojnie pędzić w domu. Poinformował o tym trzydzieści lat później krakowski botanik Marcin Siennik w poradniku pt. "Herbarz" ("herba" to po łacinie zioło). Autor odsłaniał czytelnikom wszelkie tajniki destylacji i budowy domowego destylatora.

Jako że instrukcja jest spisana staropolszczyzną, można ją cytować bez narażania się na zarzut o propagowania bimbrownictwa: "Miej alembik z nosem dobrze długim i szklenicę, a w niej aby była dziura, coby alembikowy nos wetknął w nią, a około obwiąż mokremi chustami, potem daj ogień mierny, a alembik też w kociołku aby w pełni siedział, mokrą chustą często obwijać, iżby moc nikędy inędy wyjść nie mogła, ale iżby społem z wódką do szklenicy weszła" - instruował Siennik.

Ponadto w rozdziale pt. "O paleniu wódek z ziół", gdzie słowo "palenie" oznaczało ogrzewanie na ogniu pojemnika z zacierem, czyli de facto destylację, botanik prezentował sposoby pędzenia nalewek ziołowych. "Niektóre wódki są palone albo działane (wytwarzane - przyp. aut.) z ziela wespół z korzeniem, niektóre też z samych ziół, niektóre z ziół z kwiatem, niektóre z samego kwiecia, niektóre z samego korzenia" - opisywał. Napoje destylowane m.in. z gruszek, jagód, bulw fiołka alpejskiego czy jałowca zalecał chorym "przeciwko niemocy niektórego członka". Ale z nalewkami popularyzatora ziołolecznictwa coraz chętniej zapoznawali się nie obłożnie chorzy, lecz całkowicie zdrowi Polacy.

czytaj również

Wódka zalewa hurtownie i dziurę budżetową
Hurtownicy gromadzą zapasy wódki, a produkcja tego trunku rośnie w dzikim tempie - pisze "Puls Biznesu". więcej »

Rzeczpospolita wódką stoi

Kiedy "Herbarz" Siennika ukazał się drukiem w 1568 r., krakowscy farmaceuci i mnisi oferowali konsumentom co najmniej 72 oryginalne gatunki wódek ziołowych. To dawało przeróżne możliwości degustacji. Nic dziwnego, że nowy napój zyskiwał rosnące grono miłośników, preferujących mocny smak nad mdłe piwo czy słodki miód pitny. Acz zapewne równie ważna okazywała się szybkość, z jaką gorzałki wprawiały konsumentów w dobry nastrój lub doprowadzały do utraty przytomności.

Regularnie praktykowali ten eksperyment radni z miasta Biecz, którzy zamiast promować lokalną markę okowity cenionej w całym kraju, zwyczajowo upijali się nią przed każdym posiedzeniem władz miejskich. Nowy zwyczaj prowadził do zbyt wielu burd i zgonów, więc w 1551 r. burmistrz i rajcy z własnej woli przyjęli prawo nakazujące im całkowitą abstynencję podczas obradowania.

Tymczasem konkurencja na rynku alkoholi stale rosła i powstawały coraz to nowe gorzelnie. Wyzwanie Krakowowi i Bieczowi rzucił Poznań, gdzie w 1580 r. działało już 49 destylarni, a wyrabianą przez nie wódką władze miejskie spłacały długi zaciągnięte u kupców z Wrocławia. Ale żadna miejscowość nie mogła równać się wówczas z Łęczycą, gdzie powstało aż 161 gorzelni. Każda z nich miała ambicję wytwarzania jedynego w swoim rodzaju alkoholu, opracowując oryginalne receptury wódek.

Zagranicznych przybyszy zachwycał swym smakiem oparty na miodzie krupnik zaprawiany gałką muszkatołową, cynamonem, goździkami i imbirem. Zadziwiała też starka, gdy dowiadywali się, że destylowany z żyta spirytus nalewano do dębowych beczek, zakopywanych w ziemi na jakieś 15-20 lat, by gorzałka nabrała mocy. Trunki z innych krajów wydawały się wówczas zupełnie nieciekawe. Jan Chryzostom Pasek, opisując w swych pamiętnikach moskiewską wódkę, złośliwie twierdził, iż "przysmak taki, żeby koza wrzeszczała, gdyby jej gwałtem wlał".

Ale choć polskie wódki sprzedawano w państwach niemieckich, w Czechach i na Wschodzie, pozostawały one towarem egzotycznym, szerzej nieznanym. Ich jakość zmienił w cenioną markę dopiero emigrant z Niderlandów Ambroży Vermollen. Po tym jak otrzymał obywatelstwo Gdańska, uruchomił tam w 1598 r. swoją firmę o dźwięcznej nawie Der Lachs (Łosoś). Jego gorzelnia wytwarzała wódkę Goldwasser o wyjątkowo oryginalnej recepturze. Podczas destylacji Vermollen dodawał do zacieru skórki z owoców cytrusowych, a także m.in. jałowiec, lawendę, cynamon, goździki. Ponad dwadzieścia składników, aby na koniec uzyskany już trunek przyprawić płatkami czystego złota.

Tym chwytem marketingowym kupił sobie z miejsca koronowane głowy. Szlachetny metal nie miał żadnego wpływu na smak wódki, ale czynił ją nadzwyczaj ekskluzywnym napojem, co przekładało się na cenę. "Złota Woda" z Gdańska podbiła Niemcy, Rosję, Anglię, Francję, Hiszpanię i Portugalię. Nazywano ją "likierem królów" i "królem likierów". Zaś picie jej oznaczało wyszukany gust i posiadanie sporych zasobów gotówki.

Sukces Vermollena usiłowało powtórzyć wielu gdańskich gorzelników lubujących się w wyszukanych recepturach. Długo z wódką Goldwasser usiłowała konkurować Dubbelt-Magen-Wasser (podwójna żołądkowa), sporządzana z kilkunastu składników owocowych i korzennych zaprawianych cukrem. Wedle "Encyklopedii Gdańska" w podwójnej żołądkowej "na 1 kwartę (około 8 l) przypadało 14,5 funta przypraw (6,4 kg) oraz 12 funtów cukru (5,2 kg). Tak przygotowaną miksturę rozpuszczano w 1 omie (154 l) wódki czystej". Poza nią gdańskie gorzelnie wytwarzały jeszcze około dwudziestu gatunków spotykanych jedynie w tym mieście trunków, eksportowanych do Niderlandów i Anglii. Interes kwitł do 1620 r., gdy skuszone wizją wielkich zysków władze miejskie wprowadziły koncesję na działalność gorzelniczą. Magistrat pobierał od ich wydania tak wysokie opłaty, że dawało radę je uiścić jedynie 68 destylarni. Drugie tyle upadło, co nie znaczy, że ich właściciele zmienili profesję. Po prostu zaprzestali płacenia podatków i zajęli się pokątnym bimbrownictwem.

czytaj również

Polacy rzucą się na tańsze substytuty!
Producenci napojów spirytusowych prognozują wzrost ceny wódki o co najmniej 2 złote na butelce. To skutek podniesienia akcyzy na alkohole mocne, która od stycznia 2014 roku wzrośnie o 15 proc. więcej »

Nie tylko na użytek własny

Polskie wódki były wprost predestynowane do tego, żeby kilkaset lat temu odnieść ogólnoeuropejski sukces. Tak się jednak nie stało z powodów zupełnie niezwiązanych z ich jakością. Jeszcze za czasów rządów króla Jana Olbrachta władca, aby zdobyć poparcie szlachty, nadał jej prawo propinacyjne. Właściciele dóbr ziemskich otrzymywali w swych włościach monopol na produkcję piwa i miodów oraz ich sprzedaż w lokalnych karczmach. Królewski przywilej dotyczył też gorzałki, kiedy stała się popularna. Propinacja zapewniała szlachcie ogromne zyski i przewagę nad destylarniami zakładanymi w miastach.

Z drugiej strony takie ułatwienie wręcz uniemożliwiało powstawanie wielkich gorzelni nastawionych na masową produkcję dla odbiorców z innych krajów. Szlachta wytwarzała znakomite wódki, ale wolała je wypijać wraz z poddanymi. Będąc stale na bani, nie miała głowy do planowania ekonomicznej ekspansji czy wypromowania marki pędzonego przez siebie trunku. Jedyne, co konsekwentnie robiono, to dbanie o przestrzeganie prawa propinacyjnego.

Księżna Anna Jabłonowska, ogłaszając w połowie XVIII stulecia skierowany do mieszkańców swych ziem uniwersał, informowała: "Surowym wydałam rozkaz na tych, którzyby ważyli do cudzych karczem jeździć, pić i cudze trunki podwozić, te u siebie mieć albo przechowywać". Każdego poddanego, który skosztował wódki pędzonej nie przez Jabłonowską, czekała kara grzywny i sto batów.

Tak zaprzepaszczono okazję do uczynienia z alkoholu jednego z kluczowych towarów eksportowych Rzeczypospolitej. Jak wielka była to szansa, najlepiej pokazują dalsze losy wódki Goldwasser. Potomkowie Ambrożego Vermollena zachowali kontrolę nad firmą i utrzymali w tajemnicy recepturę jej sztandarowego produktu. Ich trunek sprzedawał się znakomicie przez następne stulecia. Zachwycił się nim nawet rosyjski car Piotr I Wielki, gdy na początku rządów wybrał się incognito w podróż na Zachód. Po powrocie do ojczyzny nakazał otworzenie w Gdańsku rosyjskiego konsulatu, zlecając obsłudze zapewnienie stałych dostaw ekskluzywnego trunku do Petersburga.

Polskie gorzelnictwo z marazmu i rozdrobnienia zaczęło się wydobywać dopiero pod koniec XVIII w. Najpierw odkryto, że spirytus można wydestylować również z ziemniaków. To spowodowało radykalny spadek kosztów produkcji. "Z jednej morgi ziemi obsadzonej ziemniakami otrzymywano bowiem siedem razy więcej wódki niż z żyta zebranego z takiej samej powierzchni" - opisuje Leszek Wiwała w książce "Od gorzałki do wódki. Zarys historii polskiej wódki".

Nowinki techniczne z Zachodu wpływały też na podniesienie wydajności destylarni. Zaczęto umieszczać je w murowanych budynkach, starannie uszczelniając kotły, opalane już nie drewnem, lecz węglem. Stosowano też lepsze filtry, dające możliwość rezygnacji z trzykrotnej destylacji produktu.

Pierwszą nowoczesną, wielką gorzelnię uruchomił w Nowym Dworze Gdańskim w maju 1776 r. Piotr Stobbe. Ów radykalny mennonita (wywodzą się od nich amerykańscy amisze) z Holandii opracował recepturę znakomitej jałowcówki o nazwie Stobbes Machandel, która szybko zaczęła się cieszyć powodzeniem nie tylko w nadbałtyckich portach. Powstał nawet oryginalny rytuał picia machandla w specjalnym kieliszku, do którego wkładano suszoną śliwkę z wykałaczką. Wypitą wódkę zagryzało się śliwką, a wykałaczkę łamało. Niedługo po gorzelni Piotra Stobbe na drugim krańcu Rzeczypospolitej w Wybranówce pod Lwowem powstała w 1782 r. inna nowoczesna destylarnia, która również zdobyła sobie międzynarodową sławę.

czytaj również

Producenci wódki szykują się do zimowego wzrostu sprzedaży
Producenci wódki liczą na wzrost sprzedaży w okresie zimowym nawet o kilkadziesiąt procent. Szykują także specjalne edycje oraz liczą, że wzrost akcyzy od początku Nowego Roku nie wpłynie znacząco na spadek sprzedaży. więcej »

Mocniejsze od niepodległości

Początki bardzo szanowanego w Galicji rodu Baczewskich przeważnie opisywane są ogólnikowo. Zapewne dlatego, że nie lubili się oni chwalić swym żydowskim protoplastą. Wedle badacza dziejów lwowskich rodów Krzysztofa Bulzackiego "Pierwszą gorzelnię założył niejaki Baczkauer czy Batschkauer w 1782 roku w Wybranówce koło Lwowa, ale wkrótce przyjął chrzest w katedrze lwowskiej i założył niezwykle szlachetną i patriotyczną polską rodzinę Baczewskich. Mógł mieć wtedy niewiele ponad trzydzieści lat, w każdym razie nie dużo więcej, takich przedsięwzięć nie robią ludzie starzy".

Sama nazwa firmy pochodzi dopiero od inicjałów prawnuka jej założyciela Józefa Adama Baczewskiego, który po przeniesieniu destylarni do Lwowa zadbał o podbicie zagranicznych rynków przez oryginalne krupniki, anyżówki, cynamonówki i brzoskwiniówki, a także wódki czyste. Ów Baczewski okazał się wielkim miłośnikiem nowoczesności i zadbał o wyposażenie destylarni we wszelkie nowinki techniczne. Równie dobrze radził sobie z promowaniem marki. Wódki Baczewskiego sprzedawano nie w zwyczajnych butelkach, lecz w fikuśnych karafkach, a od 1866 r. zdobywały regularnie nagrody na międzynarodowych wystawach i targach.

Kiedy w 1894 r. Cesarstwo Austro-Węgierskie zorganizowało Wielką Wystawę Przemysłu Krajowego, lwowska firma przyćmiła wszystkie inne, budując pawilon w kształcie ogromnej karafki.

Niedługo potem firma J.A. Baczewski zdobyła sobie pozycję jednego z największych producentów alkoholi w Europie Środkowej, zaś cesarz Franciszek Józef nadał jej oficjalny tytuł "Cesarsko-Królewski Dostawca Dworu", co eksponowano na każdej butelce.

Utrata niepodległości przez Polskę nie odbiła się na rozwoju także innych gorzelni. "W pierwszej połowie XIX wieku nowe fabryki wódek wyrastały jak grzyby po deszczu" - zapisał w swojej książce Leszek Wiwała. Gorzelnię Lubomirskich w Łańcucie przejęli Potoccy, przekształcając ją w nowoczesny zakład przemysłowy o bardzo wyszukanej nazwie Uprzywilejowana Krajowa Fabryka Likierów, Rosolisów i Rumów Alfreda Potockiego (dziś Polmos Łańcut). Powstawały też inne nowoczesne gorzelnie, takie jak poznańska wytwórnia Hartwiga Kantorowicza czy Wytwórnia Wódek, Likierów i Koniaków założona w Gdańsku przez H.A. Winkelhausena.

czytaj również

Dyskonty pogrążają branżę spirytusową
W ciągu ostatnich pięć lat zbankrutowało osiem Polmosów. Z blisko 1000 gorzelni w ciągu 20 lat zostało 100. To jeden z najmniej rentownych rynków sektora spożywczego. Polacy piją więcej whisky, a wódkę wolą kupować w dyskontach, co jeszcze bardziej obniża zyski branży. więcej »

Zyski ze sprzedaży mocnych alkoholi rosły wraz z ich konsumpcją. Wedle szacunkowych danych jedynie w Królestwie Polskim w 1832 r. produkowano ok. 19 mln litrów wódki, a w 1839 r. było to już ok. 32 mln. Szczyt produkcji osiągnięto w 1844 r., kiedy wytworzono 43 mln litrów gorzałki. To powodowało stałe obniżki cen, aż wreszcie przyszedł kryzys nadprodukcji. Jedną z jego ofiar okazał się ojciec Marszałka - Józef Wincenty Piłsudski.
Zubożały szlachcic, wzbogacony dzięki posagowi żony, widząc powodzenie przemysłu gorzelniczego, zaciągnął kredyt na budowę destylarni. Ale jego zakład postawiony po Żułowem przynosił straty. Nie mogąc zapłacić władzom carskim akcyzy, musiał ogłosić upadłość. Po tym wraz z rodziną przeniósł się do Wilna. Tak zaprzepaścił szansę na stworzenie gatunku wódki, który ze względu na nazwisko producenta zapewne cieszyłby się do dziś niesłabnącą popularnością.

Marki polskich wódek, rozpoznawalne w Europie, dotrwały do powstania niepodległej II Rzeczypospolitej, lecz potem zostały utracone. Prowadzona przez Stefana Baczewskiego gorzelnia spłonęła we wrześniu 1939 r. podczas bombardowania Lwowa przez niemieckie samoloty. Swoje dołożył też drugi okupant, likwidując na terenie ZSRR wszelkie pozostałości po kapitalistach i w miejsce zakładów J.A. Baczewski uruchamiając fabrykę okładzin ciernych. Rodzina Baczewskich po wojnie osiadła w Wiedniu i w 1956 r. udało im się odzyskać prawo do znaku towarowego. Następnie dzięki wsparciu Eduarda Gesslera wznowili produkcję, opierając się ponoć na oryginalnych osiemnastowiecznych recepturach. Na polski rynek wódka J.A. Baczewski wróciła dopiero w 2011 r.

Spadkobiercy Ambrożego Vermollena także dali sobie radę w dziejowej zawierusze. Już w 1922 r. postawili drugą gorzelnię w Berlinie. Zdążyli się też ewakuować z Gdańska, nim w 1945 r. zajęła miasto Armia Radziecka. Dziś Danziger Goldwasser jest jednoznacznie kojarzony z Niemcami. Podobnie jak Stobbes Machandel. Wprawdzie właściciel firmy Bernhard Stobbe wpadł w ręce czerwonoarmistów i trafił do kopalni na Uralu, ale w 1949 r. udało się uzyskać jego zwolnienie. Jak na wzorowego gorzelnika przystało, pamiętał receptury i ocalił dokumentację technologiczną. Wznowienie produkcji legendarnego trunku w Niemczech poszło łatwo, zwłaszcza że szybko znaleźli się nowi inwestorzy.

Tak sławnymi w świecie wódkami polskie gorzelnictwo dziś nie może się poszczycić. Zaś wypromowanie nowych marek w miejsce tych z wielowiekową tradycją to nie taka prosta sprawa. Nawet gdy stara się pomóc w tym Polakom rosyjski minister spraw zagranicznych.

Andrzej Krajewski

31 stycznia 2014 (nr 21)



Czytaj więcej na http://biznes.interia.pl/raport/test-ek ... ign=chrome
Prezes-Dyktator KSA, SDA,MODY tel alarmowy +48501143779

Awatar użytkownika
Kasia
ASSISTANCE
ASSISTANCE
Posty: 270
Wiek: 46
Rejestracja: środa, 4 maja 2011, 18:50
Skąd jesteś: Koszalin
Silnik: 2.5 CRDi (140KM)
Skrzynia: A/T-TIPTRONIC
Napęd: 4 WD AUTO
Rok: 2005
Kolor: Ładny !
Przebieg (km.): 210000
Inny Samochód: Fiat Punto:))
Has thanked: 1 time
Kontaktowanie:

Re: geniusze wódki

#2 Postautor: Kasia » niedziela, 2 lutego 2014, 19:59

Matko, chłopie, Ty to prawdziwy pasjonat jesteś. Nie dość, że praktyk, to jeszcze teoretyk do tego :kwink:
Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat i ludzka głupota,
choć nie jestem pewien co do tej pierwszej.
A. Einstein

Awatar użytkownika
Madej
ASSISTANCE
ASSISTANCE
Posty: 2424
Wiek: 52
Rejestracja: poniedziałek, 14 stycznia 2013, 12:45
Skąd jesteś: Krakow/Wiedeń
Silnik: zbłądziłem - mam inny pojazd
Skrzynia: nie dotyczy
Napęd: nie dotyczy
Rok: nie dotyczy
Twoje poprzednie Sorento: Niebieska 2,5 140 KM+ chip ,Opony AT , USEL i wiele dobrego jeszcze..
Has thanked: 4 times
Been thanked: 8 times
Kontaktowanie:

Re: geniusze wódki

#3 Postautor: Madej » niedziela, 2 lutego 2014, 23:10

Bardzo fajnie przedstawiona historia gorzalki :happy2: :happy1:
Stella997, wiedza z praktyka to jest to :happy2:
Jak to powiedział jeden kat "każdy ma prawo być porąbany "

Konto usunięte

Re: geniusze wódki

#4 Postautor: Konto usunięte » niedziela, 2 lutego 2014, 23:26

Stella już ma tytuł: profesora destylowanego i tylko czekać jak ogłosi nabór na swoje zajęcia :beer:

Awatar użytkownika
Tomek Infi
moja ranga
moja ranga
Posty: 110
Wiek: 48
Rejestracja: czwartek, 9 maja 2013, 22:30
Skąd jesteś: Płock / Warszawa
Silnik: 3.8 i V6 (260KM)
Skrzynia: A/T-TIPTRONIC
Napęd: RWD
Rok: 2004
Kolor: Biały
Przebieg (km.): 160000
Inny Samochód: Infiniti G35/FX37
Kontaktowanie:

Re: geniusze wódki

#5 Postautor: Tomek Infi » poniedziałek, 3 lutego 2014, 12:07

Dobre... :roftl:
***2004 Infiniti G35c: Z-Tube; WhiteMatWrapped; GreenLedsInsite ;DBA+Hawk; 17"EOMBlackPainted;Bodykit-front bumper; CatBack - Stillen Replica 2x2,5'; SOLD: 2003 Infiniti FX35: DBA+RedStuff; 20"EOMGoldPainted; 2009 Imfiniti FX37S Premium, : EOM *** t.b.c. J D M

Awatar użytkownika
Joanka
możesz mi ufać
możesz mi ufać
Posty: 1137
Rejestracja: wtorek, 7 czerwca 2011, 21:32
Skąd jesteś: Warszawa
Silnik: 2.5 CRDi (170KM)
Skrzynia: A/T-TIPTRONIC
Napęd: 4 WD AUTO
Rok: 2005
Kolor: złoty
Kontaktowanie:

Re: geniusze wódki

#6 Postautor: Joanka » poniedziałek, 3 lutego 2014, 12:29

A swoją drogą .... aleś się Stella rozpisał.. :lol: :lol: :kwink:
Joanka

Awatar użytkownika
Admin
Główny
Główny
Posty: 8992
Rejestracja: środa, 3 marca 2010, 23:22
Skąd jesteś: Warszawa
Wersja Kia Sorento: Kia Sorento I
Silnik: 2.5 CRDi (140KM)
Skrzynia: A/T-TIPTRONIC
Napęd: 4 WD AUTO
Rok: 2005
Kolor: Niebieski
Twoje poprzednie Sorento: 2.5 CRDI (140KM) 2003EX M/T Złoty
Has thanked: 2 times
Been thanked: 48 times
Kontaktowanie:

Re: geniusze wódki

#7 Postautor: Admin » poniedziałek, 3 lutego 2014, 12:59

Joanka pisze:A swoją drogą .... aleś się Stella rozpisał.. :lol: :lol: :kwink:


Widać ma pasję :happy2:
Kia Sorento EX 2.5 CRDI 2003r. złoty, manual Obrazek
Kia Sorento EX 2.5 CRDI 2005r. niebieski, automat tiptronic Obrazek

Obrazek

Awatar użytkownika
krzysiek ardie
ma VIN w małym palcu
ma VIN w małym palcu
Posty: 7225
Wiek: 58
Rejestracja: sobota, 19 czerwca 2010, 10:39
Skąd jesteś: Opole
Silnik: 2.5 CRDi (170KM)
Skrzynia: A/T-TIPTRONIC
Napęd: 4 WD AUTO
Rok: 2007
Kolor: srebrny
Przebieg (km.): 159000
Inny Samochód: Daewoo Matiz
Has thanked: 474 times
Been thanked: 331 times
Kontaktowanie:

Re: geniusze wódki

#8 Postautor: krzysiek ardie » poniedziałek, 3 lutego 2014, 14:09

Stella może bym u Ciebie otworzył przewód na doktorat :roftl:
uczestnik SDA :) Obrazek
"Kup Inne Auto" cyt. Sztaba


Wróć do „DZIAŁ ALKOHOLOWY”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 15 gości